Zazwyczaj takie książki mają podskórnie wdrukowany przekaz “idź i kup”. Nawet jak czytasz o minimalizmie w wydaniu Loreau, czujesz, że ta książka namawia Cię do porządków w szafie, a przez porządki rozumie się proces jednak dwustopniowy: wyrzucanie i kupowanie.
Zazwyczaj takie książki wywołuja niepokój i niepewność: stawiają wymagania kobiecości, proponują zestaw masthewów, czegoś chcą.
Otóż Księga stylu Coco Chanel niczego nie chce. Bowiem pojawiający się w dość pompatycznym tytule styl jest tutaj rozumiany bardzo szeroko, zgodnie zresztą chyba z intecjami samej Coco, dla której nie oznaczał on zestawu reguł dotyczących szafy, ale sposób życia, autokreacji, myślenia o samej sobie.
Karbo stworzyła książkę, która swobodnie łączy esej biograficzny z lekko poradnikową refleksją na temat tego, co to znaczy być elegancką kobietą dzisiaj. Narrację osnuła na własnej próbie zmierzenia się z legendą Chanel: próbuje kupić sobie coś tej projektantki, zainspirować nią swoją garderobę. Wynik? W Chanel nie chodzi o ciuchy, ale właśnie o to nieuchwytne “coś”, je ne sais quoi (“Estetyka Chanel jest jak moc w Gwiezdnych wojnach – wszechobecna, przenikliwa i na zawsze łącząca w całość wszechświat modowy”).
Autorka odróżnia tu dwie rzeczy: markę Chanel i osobę Chanel. Ta druga interesuje ją dużo bardziej: mitomanka, złośliwiec, geniusz, wojownicza księżniczka: Karbo buduje barwny, żywy obraz Chanel, która może być dla nas dużo bardziej inspirująca niż żakiet za dwie pensje. Ta Chanel: buntowniczka i skandalistka z kompleksem kopciuszka, niespełniona kochanka, trochę zawadiacka dziewczynka, uczy niezależności, zaufania do siebie i dystansu.
Księga stylu... jest więc czymś odmiennym niż obecne już na rynku próby opisania francuskiego szyku (jak Lekcje Madame Chic czy Dlatego Francuzki są takie sexy). To wyprawa po odpowiedź na pytanie o znaczenie kobiecości dzisiaj, ale ujęta w przyjemną, pozbawioną patosu formę. Karbo zgrabnie łączy solidny research z lekkością pióra, poważne tematy z ironią, uwielbienie dla Coco ze świadomością jej wad. Dlatego właśnie, jeżeli w książce pojawiają się porady, mają one od razu charakter nieco sarkastyczny, żartobliwy, ale zarazem tkwi w nich prawda. Przykłady? Oto przepis na styl bycia a’la Chanel w 5 krokach:
1 Zachowaj umiar: jeśli przesadnie się stylizujesz, prawdopodobnie nie ufasz sobie i chcesz się ukryć pod ubraniami, makijażem i biżuterią.
2 “Wszystko, co trzeba robić, to odejmować”, czyli jedna bransoletka mniej to dla Twojego looku raczej lepiej (podobnie jest z zarządzaniem czasem. Coco mawiała, że jest czas na pracę i czas na miłość - na inne rzeczy go nie ma).
3 Wystarczy ci mało ciuchów - nie trzeba poświęcać tyle czasu na przebieranie się. Nie miej obsesji na punkcie wyglądu i nie poświęcaj temu tak strasznie dużo energii. Nie warto.
4 Fetysz: dla CC była to katleja, kwiat Prousta. Mała obsada na jakimś elemencie garderoby doda poszczególnym zestawom pikanterii i autorskiego podpisu.
5 Styl oznacza świadomośc tego, kim się jest, i co się ma do powiedzenia. Nic tak nie postarza kobiety, jak stroje, które wyglądają na drogie i skomplikowane. Nic tak źle nie świadczy o jej samoświadomości i samooocenie jak przeładowane stylizacje.
To, co naprawdę ciekawe, to nieustanna zadziorność Coco, jej dążenie do niezależności i upor w trwaniu przy swoich - czasem opartych jedynie na intuicji - przekonaniach. Dlatego zamiast szukać kompulsywnie na eBay’u garsonek Chanel, po prostu rób swoje. Ubierz conversy do hipisowskiej spódnicy, dorzuć do tego sznur pereł i podbij świat!
(lub czytaj długo w łóżku poranną gazetę, a potem podbij świat).