Nie masz za dużo oczekiwań? Względem świata, względem siebie samego?
Biegniemy. Działamy według logiki pragnienia: cały czas chcemy czegoś więcej. Wierzymy, że szczęście ma formułę zdania warunkowego: jeśli schudnę, będę szczęśliwsza, jeśli zmienię pracę, będę bardziej spełniona, jeśli znajdę faceta, będę się czuć lepiej ze sobą… i tak bez końca. A kiedy już osiągamy pożądany efekt, okazuje się, że to za mało, że to jeszcze nie to.
Obwód w pasie spadł, ale w międzyczasie zdążyłaś już zapragnąć umięśnionego brzucha, nowa praca okazuje się nie różnić tak bardzo od poprzedniej. Nowy facet jakoś się nie pojawia na horyzoncie: wszyscy są do odstrzału na pierwszej randce. Bo za mało zarabia, źle dobrał skarpety, nie śmieszy go Twój ulubiony żarcik, chyba nie traktuje Cię poważnie, pewnie jest nawiedzony i za szybko chce ślubu.Czujesz miękki brzuch. Ależ nie, pardon, masz brzuch wzdęty od tych surowych warzyw, które stanowią od teraz podstawę twojej diety.
Przeglądasz kolejne blogi o motywacji, czytasz kolejną książkę o samorozwoju. Wszystko jasne! Wszystko robiłam dotąd źle! Muszę znaleźć swoja niszę, założyć własny biznes, poznać swoją pasję, koniec z niekonstruktywną orką na etacie! Trzepiesz brzuszki na dywanie i myślisz o niszy na rynku. Wyślasz niszę. Widzisz zarys mięśni. Okazuje się, że jesteś mało elastyczna. Myślisz o pilatesie. Rejestrujesz firmę. Zaczynasz proces rejestracji. Frustrujesz się. Pracujesz po nocach. Instalujesz kolejny miliard aplikacji na smartfonie, które motywują Cię do rzeczy. Niestety, nie ma aplikacji od zarządzania strachem. A może po prostu nie umiesz jej znaleźć. Nie możesz założyć nogi za głowę. Boże, życie będzie lepsze, kiedy założysz nogę za głowę.
I tak bez końca. Nie, życie nie będzie lepsze ani wtedy, gdy założysz firmę, ani wtedy, gdy zaplączesz się w swoich kończynach. Nie byłoby lepsze nawet wtedy, gdyby pojawiłby się ów książę z bajki. Problem nie tkwi w tym, że czegoś nie masz. Problem tkwi w logice pragnienia.
Czujemy się nieustannie wybrakowani. Taki urok naszej kultury, taki urok późnego kapitalizmu. Ciągle słyszymy komunikat: “Jeszcze trochę, jeszcze jedno wyrzeczenie, jeszcze jeden kupiony produkt, jeszcze jedno wyrzeczenie, jeszcze jedna inwestycja, i już będziesz szczęśliwy”.
No więc zasadniczo to nie.
Zen uczy, ze trzeba spojrzeć na to, co jest. To jest właśnie szczęście. Ta fałdka na brzuchu, to miejsce, w którym jesteś teraz, ludzie dookoła Ciebie. To wszystko jest niedoskonałe i nigdy, przenigdy idealne nie będzie. Ale jest dobre.
To pierwsza lekcja zen, jaka płynie z Big Lebowskiego: Kolesiowi jest dobrze tu, gdzie jest. Nie potrzebuje kolejnych osiągnięć, nie potrzebuje niczego sobie udowadniać. Może być wyluzowany: otwarty na to, co się po prostu dzieje.
Koleś i mistrz zen to długa rozmowa między Jeffem Bridgesem (legendarnym Kolesiem z Big Lebowskiego) a jego przyjacielem, mistrzem zen Berniem Glassmanem. Glassman twierdzi, że cały “Big Lebowski” to ciąg buddyjskich przypowieści o prawdziwym szczęściu. I faktycznie, jest to interpretacja intrygująca.
Przyjaciele rozmawiają o życiu i o filmach, o miłości, podejmowaniu decyzji, odpuszczaniu… Dyskusja ma nie tylko nieformalny ton, ale i coś, czego brakuje więszkości tekstów na temat zen: śmiechu.
Jeff i Bernie robią sobie jaja, bo wiedzą, że życie jest zbyt poważne, żeby je traktować na serio. Glassman opowiada m.in. piękną anegdotę o tym, że zawsze, kiedy czuje, że zrobił się za bardzo spięty, ubiera nos klauna. Tak, pokazuje się w nim swoim rozmówcom. To pozwala mu kontrolować arogancję, skonczyć z wyniosłością, otworzyć się na innych i nabrać dystansu do siebie. Rzadko mamy taki dystans. Zazwyczaj wydaje się nam, że większość pilnych spraw w naszym życiu to sprawy życia i śmierci. Jak nie odpiszę na tego maila natychmiast, to będzie źle. Jeśli źle wypadnę, to koniec mojej kariery. Jeśli zostanę skrytykowany, to znaczy, że kompletnie nie mam racji. A tak nie jest. Mylimy się i bywamy komiczni. Nos klauna pozwala o tym pamiętać. Nie warto się srożyć i spinać o rzeczy, które nie są tego warte.
Jeśli kochasz Kolesia Lebowskiego, to przeczytaj koniecznie. Jeśli dziwnym trafem nie kochasz Kolesia, obejrzyj film jeszcze raz :)