koobe

Kochamy czytać. W każdej postaci. I chcemy nauczyć się czytać jeszcze więcej. Nie znamy rozróżnienia na literaturę wysoką i niską. Ważne jest to, co książka może dać czytelnikowi. Literatura jest po to, żeby coś można było zmieniać. Żeby czytelnik po lekturze był kimś choć trochę innym niż przed: pewne rzeczy są dla niego mniej oczywiste, mniej jednoznaczne, inne zaś zyskują na klarowności. Jeśli książka nic we mnie nie zmieniła, to dla mnie jest bezużyteczna. Dlatego dobry poradnik może być dla mnie lepszy niż arcydzieło wychwalane przez krytyków. Lubimy ebooki . Uczymy się, że cały ten fetysz posiadania i gromadzenie zakurzonych tomiszczy to nie o to, o co nam chodzi. My chcemy czytać: zmieniać się, rozwijać, spotykać z nowymi światami, innymi punktami widzenia, zmieniać się, uczyć. Reszta jest drugorzędna. Kochamy ebooki za to, że mogą nam dać trochę przestrzeni w mieszkaniu. Oraz wygody w podróży. No i doskonale pasują do małej torebki czy dużej kieszeni. Kręgosłup jest wdzięczny! Audiobooki zaś towarzyszą naszym treningom. Przyjemne z przyjemnym! Wiemy jednak, że w natłoku obowiązków mało jest czasu na to, by zatopić się w lekturze w fotelu, owinąć kocem i przygotować czekoladę. Chcemy jednak szukać nowych metod na czytanie więcej: z jednej strony będziemy zastanawiać się nad tym, gdzie jeszcze można „upchnąć” chwilę lektury (na przystanku, w łazience, podczas prasowania), ale i jak wygospodarować sobie więcej czasu na porządne czytanie, skupienie tylko na lekturze).

Ości

Z cyklu: świąteczne zdobycze. Pod choinką znalazły się "Ości" Karpowicza, długo wpisywane na listę lektur pt. "jak będzie czas". Prawie pięciuset stronicowa opowieść wciągnęła mnie skutecznie.

"Ości" to w skrócie mówiąc ogromna zgrywa i wielka parodia: z jednej strony sagi, rodzinnej powieści - panoramy, z drugiej zaś jej naukowego odpowiednika - encyklopedii. Poznajemy losy grupy ludzi, których losy są splątane ze sobą w najdziwniejszy sposób:od niedawna bezrobotna Maja jest żoną Szymka, który karmił kota przypadkiem poznanej literaturoznawczyni, Ninel (tak! anagram od "lenin"!), ale do niczego nie doszło. Maja ma romans z synem Ninel, ale to potem. Przedtem przyjaciele Mai, Andrzej i Krzyś, przeżywają bolesne rozstanie. Andrzej poznaje ukochanego Krzysia, Norberta, który nie ma nigdzie włosów. Z kolei Norbert jest menadżerem Kim Lee, drag queen, która poza sceną jest niepozbawionym uroku Wietnamczykiem Kuanem. Kuan ma żonę, katoliczkę Marię, która już wszystko wie. Matka i siostra Mai (tej sprzed kilku zdań) też są bardzo wierzące, stąd spory. 

Karpowicz przedstawia nam niezwykłą mozaikę poplątanych losów: nie układają się one jednak do końca w jeden obrazek, jak rozrzucone puzzle, które dałoby się poskładać w całość. Przeciwnie: różne postaci spotykają się w różnych konfiguracjach, by potem odejść: panorama, obiektywny przekrój rzeczywistości społecznej majaczą jedynie na horyzoncie jak nieosiągalny sen. Karpowicz próbuje rozgryźć relację większość - mniejszość: czy naprawdę można wierzyć statystykom i pokazywać, że większość Polski to zdrowa, prężąca się do zdrowego rozmnażania i systematycznych, coniedzielnych wycieczek do kościoła, przyzwoita masa? Pisarz każe nam zobaczyć świat, w którym wielu ludzi na masę odmiennych sposobów próbuje podążać za swoim pragnieniem. Jego rzeczywistość nie dzieli nie na homo i hetero, na drag i nie drag: Karpowicz jest wyczulony na fakt, że ludzkiego pożądania nie da się klasyfikować w tak upraszczający sposób. 

Stąd też pojawiają się często na kartach powieści parodystyczne opisy bohaterów czy zjawisk, naśladujące hasło w słowniku czy encyklopedii: "Ma­ja: wiek 36 lat; wa­ga: za­leżna od sa­mo­po­czu­cia; wzrost: za­leżny od przygnębie­nia; oczy piw­ne; orien­ta­cja sek­su­al­na: xa­nax ze skłon­nościa­mi do ast­my; orien­ta­cja świa­to­poglądo­wa: gdzie jest mój mąż, gdy go po­trze­buję?; na­ro­do­wość: język pol­ski; sto­su­nek do ofiar Ho­lo­cau­stu: empa­tycz­ny, nie­zmien­nie". Jeśli zredukujemy jednostkę do poziomu hasła, do poziomu obiektywizującego języka, oto, co nam zostanie: charakterystyka raczej śmieszna niż dostarczająca realnej wiedzy.

Karpowicza czyta się doskonale, ponieważ wszystkie inteligencko-filozoficzne wstawki potrafi przełamać poczuciem humoru. Dlatego nie jest nieznośnie pretensjonalny. Jego wielostronicowa, ironiczna pseudo-saga, upstrzona cytatami z Larkina, Baumana i George'a R. R. Martina ma wiele warstw i dlatego nadaje się doskonale do rozmaitych użytków: może być czytadłem, czytadłem o różnych drogach namiętności, albo czymś więcej, materiałem naukowych analiz, o które nam tu jednak nie chodzi. Bardzo polecam i idę szukać ebookowych promocji na Karpowicza :)