Z cyklu: świąteczne zdobycze. Pod choinką znalazły się "Ości" Karpowicza, długo wpisywane na listę lektur pt. "jak będzie czas". Prawie pięciuset stronicowa opowieść wciągnęła mnie skutecznie.
"Ości" to w skrócie mówiąc ogromna zgrywa i wielka parodia: z jednej strony sagi, rodzinnej powieści - panoramy, z drugiej zaś jej naukowego odpowiednika - encyklopedii. Poznajemy losy grupy ludzi, których losy są splątane ze sobą w najdziwniejszy sposób:od niedawna bezrobotna Maja jest żoną Szymka, który karmił kota przypadkiem poznanej literaturoznawczyni, Ninel (tak! anagram od "lenin"!), ale do niczego nie doszło. Maja ma romans z synem Ninel, ale to potem. Przedtem przyjaciele Mai, Andrzej i Krzyś, przeżywają bolesne rozstanie. Andrzej poznaje ukochanego Krzysia, Norberta, który nie ma nigdzie włosów. Z kolei Norbert jest menadżerem Kim Lee, drag queen, która poza sceną jest niepozbawionym uroku Wietnamczykiem Kuanem. Kuan ma żonę, katoliczkę Marię, która już wszystko wie. Matka i siostra Mai (tej sprzed kilku zdań) też są bardzo wierzące, stąd spory.
Karpowicz przedstawia nam niezwykłą mozaikę poplątanych losów: nie układają się one jednak do końca w jeden obrazek, jak rozrzucone puzzle, które dałoby się poskładać w całość. Przeciwnie: różne postaci spotykają się w różnych konfiguracjach, by potem odejść: panorama, obiektywny przekrój rzeczywistości społecznej majaczą jedynie na horyzoncie jak nieosiągalny sen. Karpowicz próbuje rozgryźć relację większość - mniejszość: czy naprawdę można wierzyć statystykom i pokazywać, że większość Polski to zdrowa, prężąca się do zdrowego rozmnażania i systematycznych, coniedzielnych wycieczek do kościoła, przyzwoita masa? Pisarz każe nam zobaczyć świat, w którym wielu ludzi na masę odmiennych sposobów próbuje podążać za swoim pragnieniem. Jego rzeczywistość nie dzieli nie na homo i hetero, na drag i nie drag: Karpowicz jest wyczulony na fakt, że ludzkiego pożądania nie da się klasyfikować w tak upraszczający sposób.
Stąd też pojawiają się często na kartach powieści parodystyczne opisy bohaterów czy zjawisk, naśladujące hasło w słowniku czy encyklopedii: "Maja: wiek 36 lat; waga: zależna od samopoczucia; wzrost: zależny od przygnębienia; oczy piwne; orientacja seksualna: xanax ze skłonnościami do astmy; orientacja światopoglądowa: gdzie jest mój mąż, gdy go potrzebuję?; narodowość: język polski; stosunek do ofiar Holocaustu: empatyczny, niezmiennie". Jeśli zredukujemy jednostkę do poziomu hasła, do poziomu obiektywizującego języka, oto, co nam zostanie: charakterystyka raczej śmieszna niż dostarczająca realnej wiedzy.
Karpowicza czyta się doskonale, ponieważ wszystkie inteligencko-filozoficzne wstawki potrafi przełamać poczuciem humoru. Dlatego nie jest nieznośnie pretensjonalny. Jego wielostronicowa, ironiczna pseudo-saga, upstrzona cytatami z Larkina, Baumana i George'a R. R. Martina ma wiele warstw i dlatego nadaje się doskonale do rozmaitych użytków: może być czytadłem, czytadłem o różnych drogach namiętności, albo czymś więcej, materiałem naukowych analiz, o które nam tu jednak nie chodzi. Bardzo polecam i idę szukać ebookowych promocji na Karpowicza :)